Emigracja zarobkowa lekarzy i pielęgniarek
Żeby dobrze zarabiać w polskiej służbie zdrowia, trzeba pracować przynajmniej na trzech etatach. Tylko nielicznym się to udaje. Inni decydują się na emigrację. - Z lekarzami nie ma jeszcze problemu, ale w przypadku pielęgniarek sytuacja staje się niepokojąca. Jeśli zarok lub dwa nie będzie podwyżki płac w służbie zdrowia, to może po prostu ich zabraknąć - mówi Ireneusz Sołek zastępca przewodniczącej Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ Solidarność.
Trudno powiedzieć, ilu pracowników służby zdrowia wyjeżdża rocznie za granicę w poszukiwaniu lepszych zarobków. Jedni wyjeżdżają na miesiąc lub dwa i wracają. Inni jadą na rok, część zostaje na stałe. Skala zjawiska szacowana jest na podstawie liczby wydawanych zaświadczeń o prawie wykonywania zawodu.
- Dokładnie nie wiemy jak wielu lekarzy wyjechało za granicę w celu podjęcia pracy zarobkowej - mówi Marek Szewczyński, z Ośrodka Uznawania Kwalifikacji Naczelnej Izby Lekarskiej. - Znamy jedynie liczbę zaświadczeń, które wydały Okręgowe Izby Lekarskie od przystąpienia do Unii Europejskiej. Od maja wydaliśmy 3923 zaświadczenia. Jest to 3,3 proc. liczby lekarzy aktywnych zawodowo. Trzeba się liczyć z tym, że część z nich to ci, którzy mieszkali wcześniej za granicą, ci, którzy chcieli wyjechać, ale nie dostali pracy, i ci, którzy się rozmyślili. Najwięcej zaświadczeń wydano anestezjologom, chirurgom, specjalistom z medycyny ratunkowej i radiologom. Trudno powiedzieć, czy tych lekarzy brakuje w Polsce. Nie mamy jeszcze takich danych.
Są regiony, gdzie migracja jest większa. Dotyczy to zwykle dużych miast, gdzie jest lepszy dostęp do nauki języków obcych lub miejsc, gdzie działają firmy pośredniczące. Często organizują naukę języka w szpitalach. - W ubiegłym roku wydaliśmy 4515 zaświadczeń dla pielęgniarek (na 200 tysięcy pracujących) i 1662 dla położnych (na 40 tysięcy pracujących). Biorąc pod uwagę małą ilość szkół kształcących pielęgniarki, to liczba pracujących w naszym kraju będzie się teraz zmniejszać - mówi Maria Marczak, sekretarz Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych.
Poziom wykwalifikowania polskich pracowników jest różny. Nie wszyscy są świetni. I w Polsce, i na Zachodzie są ludzie bardzo dobrze wykształceni, jeżdżący po świecie, zdobywający specjalizacje. Jednak i tam, tak samo jak u nas, zdarzają się i gorsi, i lepsi specjaliści.
Studiować, by wyjechać
Cały czas pojawiają się oferty pracy w Anglii, Niemczech, Włoszech, Francji i krajach skandynawskich. Zarobki są często wielokrotnością polskiej pensji. Medycy, którzy mają możliwość wyjazdu, niechętnie o tym mówią. Nie chcą, żeby cokolwiek pokrzyżowało im plany. Biorą dwa miesiące bezpłatnego urlopu i wyjeżdżają za granicę. Niektórzy decydują się na złożenie wypowiedzenia. Pracodawcy z kolei udzielają bezpłatnych urlopów, mając nadzieję, że pracownik wróci. Brakuje im rąk do pracy. Młodzi wyjeżdżają bezpośrednio po studiach. Są tacy, którzy nie ukrywają, że zainteresowanie tym zawodem wynika z możliwości pracy za granicą. Z uznawaniem kwalifikacji jest różnie. W zależności od kraju nostryfikacja dyplomu może być automatyczna, trwać kilka miesięcy, ale i trzy lata.
Zarobki, szacunek, przygoda
Dlaczego wyjeżdżają? Dla każdego ważne są kwestie finansowe, jednak nie wszyscy stawiają je na pierwszym miejscu. Niektórzy czują cię niedocenieni albo po prostu szukają przygody.
Piotr jest dyplomowanym pielęgniarzem, ma 45 lat. Dwa lata temu na skutek likwidacji Zakładów Opieki Zdrowotnej w Kluczborku stracił pracę. Jako przewodniczący zakładowej Solidarności zorganizował manifestację w obronie szpitala państwowego i został dyscyplinarnie zwolniony. Jedyną szansą na zarobienie konkretnych pieniędzy stał się dla niego wyjazd za granicę. Ma znajomych, którzy zarabiają w ten sposób. Chciał skontaktować się z osobami pracującymi za granicą, które szukałyby kogoś na swoje miejsce. Po raz pierwszy wyjechał dwa lata temu w czerwcu. Przez trzy miesiące opiekował się starszą osobą w Niemczech. Dziś nadal pracuje w Niemczech i jest w trakcie załatwiania formalności dotyczących uznania jego kwalifikacji w Austrii.
- Do opieki w Niemczech zatrudnia się ludzi na kilka sposobów - mówi Piotr. - Istnieją biura pośrednictwa, przez które można zatrudnić ludzi na czarno. Za obsługę trzeba zapłacić około 200 euro. Czasem trzeba płacić takiej firmie za każdy tydzień pracy. Miesięcznie zarabia się około 900 euro. Czasem pracodawcy zwracają koszty podróży i ubezpieczenia. Druga możliwość to zatrudnianie przez firmy polecające, odpowiedniki naszego Caritas czy Czerwonego Krzyża. Tak też jestem obecnie zatrudniony. W tej chwili prowadzę własną działalność gospodarczą. Można też szukać pracy przez niemiecki urząd pracy. Kiedy firma dostaje pozwolenie na zatrudnienie obcokrajowca, ustala stawkę wynagrodzenia. Posiada się wówczas ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne. W taki sposób również pracowałem. Byłem zameldowany w mieszkaniu osoby, którą się opiekowałem, miałem pozwolenie na pracę. Warunki płacy jednak są w takich wypadkach dużo gorsze ze względu na ubezpieczenie emerytalno-zdrowotne. Jeszcze jednym sposobem jest zatrudnienie przez firmę umożliwiającą zdobycie legalnej pracy na kontrakcie.
Przez jedną z firm Piotr stara się o zatrudnienie w Austrii. Dostarczył jej dokumenty przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego. Agencja, w jego imieniu, złożyła je do Ministerstwa Zdrowia w Austrii. Teraz Piotr czeka na nostryfikację dyplomu i potwierdzenie z Austrii, że może podjąć pracę w tamtejszej placówce służby zdrowia. Jeżeli je uzyska, firma pośrednicząca przedstawi mu oferty pracy w szpitalach lub domach opieki. Kontrakt obejmuje zatrudnienie na rok z możliwością przedłużenia na kolejne sześć miesięcy. W Austrii Piotr będzie mógł zarobić około 2000 euro miesięcznie. Pracodawcy często zapewniają obsługę biura rachunkowego przy rozliczaniu podatków. Obowiązkowe jest wykorzystanie płatnego urlopu. Praca jest możliwa w systemie ośmio- lub dwunastogodzinnym.
Piotr na razie nie myśli o podjęciu pracy w Polsce. Dopóki praca w służbie zdrowia nie będzie właściwie wynagradzana, nie zamierza wracać.
1500 zł po osiemnastu latach
Małgorzata chce wyjechać do pracy do Wielkiej Brytanii. Ma osiemnastoletnie doświadczenie zawodowe. Zarabia 1500 zł, pracuje prywatnie. Nie dorobiła się własnego mieszkania. W Wielkiej Brytanii może zarobić około 2000 funtów miesięcznie. Może otrzyma służbowe mieszkanie. Kalkuluje, że nawet po odliczeniu kosztów utrzymania, zaoszczędzi. Może też pracować w nadgodzinach. Na razie planuje wyjazd na trzy lata, jednak nie wyklucza, że już na Wyspach zostanie. Nie ma rodziny, nie widzi żadnych przeszkód, aby wyjechać. Boi się jedynie, że nie będzie umiała się porozumieć, choć angielskiego się uczyła. Zdaje sobie sprawę z tego, że aby pracować w wyuczonym zawodzie, będzie najpierw pomocą pielęgniarską. - Proces załatwiania wyjazdu jest bardzo skomplikowany - mówi Małgorzata. - Przede wszystkim trzeba skontaktować się z brytyjską izbą pielęgniarek. Ona nadaje aplikantowi numer, przesyła formularze zgłoszeniowe i listę dokumentów, jakie należy przetłumaczyć u tłumacza przysięgłego i wysłać. Jest to m.in. dyplom, świadectwa ukończonych kursów, zaświadczenie o kwalifikacjach, o prawie do wykonywania zawodu, świadectwo o niekaralności, kserokopia paszportu. Procedura weryfikacyjna trwa ok. 3 miesięcy. Po tym czasie przychodzi zawiadomienie, że moje kwalifikacje zostały uznane i zostałam zarejestrowana jako pielęgniarka. Wówczas mogę wykonywać ten zawód na terenie Wielkiej Brytanii. Zaświadczenie jest ważne przez trzy lata i kosztuje 129 funtów. Upoważnia mnie do poszukiwania pracy w charakterze pielęgniarki. Nostryfikacja dyplomu jest automatyczna. Małgorzata spodziewa się odpowiedzi około 1 kwietnia.
Rekompensata
- Być może należałoby pomyśleć o jakiejś rekompensacie dla państw, skąd emigrują pracownicy, zadośćuczynieniu finansowym - mówi Maria Ochman, przewodnicząca Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ Solidarność. - Wykształcenie lekarza czy pielęgniarki nie jest sprawą tanią. Ponadto trzeba pamiętać, że w Polsce nie mamy też szkół kształcących pielęgniarki. Kiedyś istniały licea pielęgniarskie i były doskonałym pomysłem dla młodych dziewczyn, które w ten sposób mogły mieć i zawód, i maturę. Dziś, aby pracować w tym zawodzie, trzeba mieć licencjat. A płace w służbie zdrowia są bardzo niskie i nikt nie będzie kończył wyższych studiów, aby potem zarabiać tysiąc złotych.
Niedługo w Polsce pielęgniarek zacznie brakować. Pokolenie sprzed zmiany systemu edukacji starzeje się, a młode dziewczyny po studiach uczą się intensywnie języków obcych, bo myślą o pracy za granicą.
Nie zawsze jest różowo
Marek ma 40 lat. Jest chirurgiem. Razem z żoną wyjechał rok temu, w grudniu. Francja to ich trzeci kraj. Wcześniej byli w Irlandii i Anglii. W Polsce pracował dwanaście lat. Jego żona ma siedmioletnie doświadczenie i specjalizację z anestezjologii. Aby wyjechać, szukali kontaktów w firmach rekrutujących. Opuścili kraj po pół roku starań. Na ich decyzję o wyjeździe wpłynęło wiele czynników. Chcieli zdobyć nowe doświadczenia, wyzwolić się z polskich struktur służby zdrowia. Oczywiście pieniądze też miały znaczenie. Dziś zarabiają dziesięciokrotność tego, co zarobiliby w Polsce. Ale pieniądze nie są w stanie zrekompensować silnego poczucia, że jest się emigrantem. We Francji nie mieli większych problemów adaptacyjnych. Bariera językowa również nie stanowiła dla nich przeszkody. Inaczej było w Irlandii i Wielkiej Brytanii, gdzie mimo znajomości języka, traktowano ich jako ludzi innej kategorii. We Francji mogą się w końcu rozwijać zawodowo.
W Polsce bardzo przeszkadzał im brak szacunku dla ich zawodu. Często wkładano ich do jednej szuflady z lekarzami o wątpliwej reputacji.
Na Zachodzie pacjenci odnoszą się do lekarzy inaczej. Nawet do personelu z innych krajów. To daje komfort pracy.
- Polacy powinni docenić to, że nasza służba zdrowia jest stosunkowo nieźle zorganizowana. Zdecydowanie lepszy niż na Zachodzie jest dostęp do lekarzy - mówi Marek.
Wymagania wobec lekarzy w Europie Zachodniej są zwykle dużo wyższe niż u nas. Ciężko temu podołać psychicznie. Pracy wcale nie jest mniej. Stres ten sam. Długi jest również czas adaptacji.
Czy pieniądze to wynagradzają? Na krótko. Im doskwiera rozłąka z rodziną i znajomymi. Dlatego właśnie są w Polsce raz w miesiącu. Ale to i tak za mało.
PREZENTACJE DOMÓW
dolnośląskie